Trup w szafie.
Zauważyłem, że co jakiś czas (parę lat?) mam ochotę zrobić prawdziwą rewolucję w szafie. Ta pierwsza, od której wszystko się zaczęło, sprowadziła do mojej szafy tak zwane klasyczne ubrania. Wielu z ówczesnych zakupów już właściwie nie noszę. Leżą w kącie szafy. Nie mam sumienia wyrzuć na śmieci niczego co było szyte na miarę. Inne, całkiem udane, przestają być zmysłową kochanką, a stają się stateczną i godną zaufania, choć może nudną, żoną.
Wiecie jak to działa. Postanawiacie zmienić garderobę, kupujecie pierwszą marynarkę i to jest WOW w porównaniu do bluzy z HM. Później zamawiacie pierwszą marynarkę na miarę i to jest WOW w stosunku do tej z wieszaka. Jeszcze później poznajecie swoje potrzeby, macie już wykształcony styl i zaczynacie widzieć niedoskonałości tego pierwszego Świętego Graala… Zmieniacie krawca na lepszego (i zazwyczaj droższego) i Święty Graal zamienia się w wyrzut sumienia za parę K wiszący w szafie. Szczerze- ilu z nas, szyjących na miarę, nie ma w szafie takiego trupa?
Jakość polskiego krawiectwa, to jedno, świadomość własnego stylu to drugie. Źródłem porażki może być nie tylko kiepski krawiec, ale przede wszystkim kiepskie rozeznanie własnego stylu i potrzeb. Na to trzeba czasu, styl buduje się powoli i z mozołem. Być może są tacy którzy po prostu „mają to”. Ja tego nie mam. Uczę się metodą prób i błędów. Jednego się już nauczyłem: dużej rozwagi w wybieraniu kolejnych zamówień.
Pytanie: co powinienem mieć, zostało wyparte przez pytanie: w czym będę się dobrze czuł. Oglądam zdjęcia, szukam inspiracji, widzę wspaniałe ubrania, zazdroszczę i badam stan mojego konta, ale zanim się zdecyduję, muszę sobie zadać pytanie „czy to jestem ja”. Czy to jest moje? Dla wielu może to brzmieć jak oczywistość, ale mam wrażenie, że wielu tak właśnie zaczyna swoją przygodę z ubraniami dla dorosłych (tak teraz określam klasyczną elegancję). Od zasad, od zaleceń co w szafie powinno się znaleźć. Moja podstawowa garderoba jest mniej więcej skompletowana, ale kiedy otwieram szafę widzę, że została stworzona bardzo „by the book”. Nie jest do końca moja.
Snując plany zakupowe opowiem więc o mojej wymarzonej i planowanej minimalnej garderobie. Przefiltrowanej mocno przez mój styl życia, styl po prostu. Skupię się na rzeczach dużych i poważnych, czyli garniturach.
Garnitury całoroczne
Król jest jeden. Garnitur granatowy. Ważne- wybrałbym materiał matowy, o interesującym splocie, ale na pewno bez deseniu, ewentualnie drobna jodełka. Oczywiście na 3 guziki zaprasowane do 2. Konstrukcja jak najbardziej miękka, a gdybym znalazł odpowiedni materiał (mięsisty i miękki jak kaszmir) poważyłbym się o marynarkę bez konstrukcji. Tak, do formalnego garnituru. W kontraście z białą koszulą i czarnymi butami wyglancowanymi na połysk byłoby wystarczająco formalnie, a mam wrażenie, że bardzo pięknie i niebanalnie.
Status w szafie? BRAK
Garnitur szary. Inaczej koń roboczy. Ale nie znaczy to, że ma być pozbawiony stylu. Szarość uwielbiam i jest to zdecydowanie mój kolor. Materiał gładki o wyraźnej strukturze lub delikatny prince of wales, ale koniecznie bez narzuconej kolorowej kraty. Ewentualnie szary w dużą, ale za to mało kontrastującą kratę. Wiem, obniża formalność. I to chodzi.
Status w szafie? ZAMÓWIONY
Garnitury zimowe
Poszedłbym na całość i zamówił garnitur tweedowy. Nie flanelowy, tylko tweedowy właśnie. Z szarej lub brązowej jodełki. W dodatku z kamizelką. Spodnie bez zaszewek i z bardzo wąskim mankietem. Takim dosłownie na 2 cm. (wiem, brzmi dziwnie).
Tweed wspaniale miesza się z dżinsowymi spodniami lub koszulą. Marynarka spełni się więc jako odd jacket, a jako komplet będzie wyglądać zabójczo i oryginalnie.
Status w szafie? BRAK
Garnitury letnie
Znów niebieski. Ale bardzo jasny… przewiewny, z nakładanymi kieszeniami i zrobiony kompletnie bez konstrukcji. Do tego spodnie bez zaszewek, ew. z jedną płytką i mankietem. Ze stębnówką na wszystkich możliwych szwach. Do noszenia jako marynarka sportowa i komplet. Do tego biała koszula, dowolne buty i mamy to. Nieformalna konstrukcja w połączeniu z kolorem- mam wrażenie, że to by mnie ubrało bez napinania się, że byłby to łatwy ciuch. Z kategorii tych, po które sięga się do szafy z zamkniętymi oczami, i niezależnie od tego co jeszcze ma się na sobie, będzie dobrze. Takie ubrania lubię najbardziej.
Status w szafie? BRAK
Niebieska bawełna
Spełnia wszystkie kryteria garnituru wyżej. Ale jest za mało formalny na pewne okazje stąd potrzeba niebieskiego letniego garnituru z wełny.
Status w szafie? JEST
Garnitur beżowy
I tym razem też bawełniany. Klasyk, rasowy ciuch. Intuicja mówi mi, że będę go uwielbiał tak jak niebieski, więc trzeba go koniecznie zdobyć. Spodnie też bez zaszewek. Na sztywnej bawełnie nie wypadną według mnie dobrze.
Bywalcy zapytają co złego w beżowym fresco które zamówiłem rok temu? Nic… marynarkę będę nosić do ostatecznego zniszczenia, ale właściwie nie traktuję garnituru jako kompletu. To jednak wełna. Podnosi to formalność zestawu co w zestawieniu z nieformalnym kolorem powoduje, że nie bardzo gdzie mam ten garnitur nosić.
Status w szafie? BRAK
Myślę, że żaden w wymienionych garniturów nie stałby się „trupem w szafie”. Ale być może się mylę. Zapewne za jakiś czas nadejdzie czas kolejnej weryfikacji szafy.
Komentarze
torunianin
Torunianin, jak znajdziesz to daj znać!
Ale i tak nazbierało się pełno trupów w szafie.
Aż przyszedł kolejny etap życia trupa - zombiak - wow, przecież tego trupa mozna nosić zupełnie inaczej. I taki zombiak jest ekspolatowany do oporu.
obserwatorduszy
Garnitur jest z lnu, a kolor raczej wpada w brąz, w angielskojęzycznej części sieci określany jako cigar.
Polecam poniższą notkę, pare inspiracji i propozycja materiału
http://dieworkwear.com/post/19240786953/cigar-linen
Dzięki za link i wskazówkę. Fajny pomysł.
Nie jestem jednak pewien czy na pierwszym zdjęciu to nie jest jednak bawełna. Im dłużej patrzę sam nie wiem.
http://www.unabashedlyprep.com/site/entry/rock-the-tote/
lub tutaj
http://www.trashness.com/gant-rugger-three-piece-tweed-suit
pozdrawiam
kamil
Na marginesie - ja rozróżniłbym jeszcze marynaty. Są to ubrania dopiero czekające na swoją szansę, np. kupione okazyjnie i wymagające przeróbek. Leżą, aż właściciel podejmie decyzję, że jednak wyjmie marynata ze słoika, obrobi i spróbuje, jak smakuje.
chyba ktoś wykorzystał fotke z bloga