"Margin Call"- język kostiumu filmowego.
„Margin Call” to dla mnie, scenarzysty, film niezwykły. Idąc na niego zastanawiałem się jak można napisać ciekawą historię o ekonomii, w dodatku dziejącą się prawie wyłącznie w brzydkich wnętrzach korporacyjnego biurowca. Scenarzyści wybrnęli z sytuacji w najprostszy możliwy sposób. Skoro od początku filmu znamy jego koniec, a historia obraca się wokół pojęć ekonomicznych (dla większości widzów abstrakcyjnych) zostało jedno rozwiązanie dramaturgiczne- zróżnicowanie postaw bohaterów i zadanie pytania- kto się ześwini i za ile?
Ciekawe jak w tym kontekście wygląda filmowa garderoba i jak pracuje na bohaterów filmu. Każdy jest bowiem ubrany zgodnie ze swoją postacią, miejscem w hierarchii i wiekiem. Ale strój też zapowiada kto będzie dobry, a kto zły (to znaczy kto sprzeda się, ale po uprzednich moralnych wątpliwościach, a kto zrobi to bez mrugnięcia okiem). Wchodzimy tu więc w grząski teren psychologii ubioru.
Na dole hierarchii mamy dwóch młodzieńców, Petera Sullivana (w tej roli Zachary Quinto) i Setha Bregmana (Penn Badgley). Obaj ubrani w garnitury z wieszaka w dodatku dość tanie. Widać to po tym jak się układają. Nie są najlepiej dopasowane, kołnierze odstają od szyi… są modne, ale ze swoimi wąziutkimi klapami nie przetrwają próby czasu. Do tego wąskie „śledzie” uwieszone u szyi, koszule z małymi kołnierzykami. Po prostu zestaw ze sklepowego manekina, monochromatyczny, pozbawiony stylu i polotu. Mogą to być równie dobrze garnitury z HM jak i od Calvina Kleina. W sam raz dla chłopaka który zaczyna swoją karierę i nie wie jeszcze czy zagrzeje tu miejsce.
Na szczycie piramidy zasiada John Tuld (w tej roli Jeremy Irons). Człowiek, który jedną decyzją pogrąża Wall Street i świat w finansowym kryzysie, to Wuj Sam we własnej osobie. Ubrany jest we wszystkie elementy klasycznego amerykańskiego stylu… Mamy więc słabo dopasowany garnitur sack suit, białą koszulę buttown down, czerwony krawat w drobny wzór. Wszystko zapewne od Brooks Brothers, firmy która od 1818 roku ubiera amerykańskich WASP. Dobór kolorów też nie jest przypadkowy. Biała koszula ma wzbudzać zaufanie i jest chętnie wybierana przez amerykańskich polityków czy menadżerów (porównajcie obrazki z CNN z tymi z BBC), czerwony krawat ma pokazywać siłę i pozycję.
Po stronie dobrych grają Eric Dale (Stanley Tucii) i Sam Rogers (Kevin Spacey). Obaj są zdecydowanie lepiej ubrani niż ich pozbawieni skrupułów koledzy.
Eric Dale nie zwraca na siebie uwagi strojem. Granatowy garnitur, biała koszula i granatowy krawat w drobny drukowany wzór (styl krawata uwielbiany przez neapolitańczyków i stanowiący trzon kolekcji słynnego Marinnelli i innych krawaciarzy z Neapolu) nie wyróżnia się niczym, ale właśnie na tym polega jego jakość. Wszystko tu gra. Proporcje ubrania (na przykład wyłogów marynarki czy kołnierzyka koszuli) doskonale dobrane do figury. Krawat na oko szerokości klap marynarki też daje poczucie harmonii. To właśnie, doskonałe dopasowanie, daje styl zestawowi. Nie ma tu kolorystycznych fajerwerków, ale na wszystko patrzy się z przyjemnością i, co najważniejsze, zestaw nie odciąga uwagi od twarzy Erica. Nie ma wątpliwości, że to on jest najważniejszą jego częścią. Eric, to jeden z dwóch good guys w tym filmie i jego ubranie pracuje na niego. Harmonia wzbudza zaufanie.
Na koniec zostawiłem sobie najsmaczniejszy kąsek. Najciekawiej ubrany jest Sam Rogers. Stary wyjadacz, siedzi na Wall Street od lat, niejedno już widział i niewiele jest go w stanie zaskoczyć. Ma na sobie ubrania szyte na miarę (bo gdzie indziej niż u krawca dostać spodnie do noszenia na szelki), harmonijne z jego sylwetką choć nieco staroświeckie w stylu. Krawat jakby odrobinę za szeroki, kozerka za nisko… klasyczny krój kołnierzyka. Wszystko, łącznie z fryzurą, jakby wyjęte z lat osiemdziesiątych. Ale za to każdy element ze smakiem łączy się z innym. Zobaczcie jak wzór koszuli pracuje z wzorem (tej samej skali) na krawacie. Nawet wybór koloru szelek wydaje się nieprzypadkowy. Być może Sam nauczył się za młodu stylu od starszych kolegów z Wall Street, który pamiętali złoty wiek męskiej elegancji? Sam reprezentuje ciągłość, mądrość i podstawową uczciwość handlowca, ale mnie zaskakuje jego podobieństwo do autora słynnego zdania „Greed is good”, czyli Gordona Gekko, z filmu „Wall Street” Oliviera Ston’a. Kiedy Sam Rogers mówi „różne rzeczy widziałem na Wall Street” to jakby sam Gekko mówił ze wstydem, że jego przekręt to małe piwo w porównaniu z tym co zamierzają zrobić szefowie Lehman Brothers.
Komentarze
A tak na marginesie - pewnie czytałeś, ale jeśli nie, pomyślałam, że warto podesłać: http://www.ft.com/intl/cms/s/2/afcfd598-6cf9-11e1-a7c7-00144feab49a.html#axzz1pTaeufpB
Wnętrza, klimat itd. rzekomo były wzorowane na biurze Lehmann Brothers, ale na 100% nie wiadomo.
Co do ubioru - złapałeś chyba kwintesencję. Brakuje rzeczywiście krótkiej charakterystyki Jareda. Co do Tulda - nie jest źle ubrany, nazwałbym to (nie)świadomą niedbałością wynikającą z tego, że jemu akurat wolno...
Ja także liczę na ciąg dalszy i na korektę literówek ("ale po uprzednich moralnych wątpliwościACH") i innych błędów ("Oboje są zdecydowanie lepiej ubrani niż ich pozbawieni skrupułów koledzy". - Który z tych panow jest kobietą?)
Pozdr,
wojvv
.
Kłaniam się nisko.
Zresztą jest coś ciekawego w tym jak "ogrywa" ubranie. Poprawianie krawata, dbałość o to jak leży marynarka. Facet jest świadomy swojej pozycji i lubi ją podkreślać. Strój też to robi... niby dyskretnie, ale jednak nie... Niebezpieczny typ.
Will z kolei rozbroił mnie stwierdzeniem, że wydaje 70 tysięcy baksów rocznie na "hookers and booze".
Garnitur w formie bardzo podobny do ubrań młodszych kolegów, ale materiał robi wrażenie bardziej luksusowego. Will jest jednak po stronie fashion, a nie style (Brioni?) jak Jared.
Rdk
Czy bohaterowie marginan call trochę przesadzają w szerokości klap i krawatu? Być może. Jest to do pewnego stopnia znak czasów, tak jak power suits lat 80. Styl meski - pozostajać w pewnych ramach - się zmienia. Wystarczy porownać apparel arts z międzywojna z szerokimi spodniami z analogicznymi obrazkami z lat 60. XX wieku,na których ludzie, którzy dziś są emerytami lub dawno leżą w groie biegają w spodniach, które z powodzeniem mogliby nosić młodzi bohaterowie Margin Call.
Sam jestem młody i z dużą przyjemności noszę garnitury o raczej węższych klapach (nie znaczy to, że nie mam też szerszych modeli - ale to raczej wyjątki) i wąskie krawaty. Jest jednak spora różnica między absurdalnie wąskim krawatem (http://ris.fashion.telegraph.co.uk/RichImageService.svc/imagecontent/1/TMG4942721/m/man_skinny_tie_1360619a.jpg) typu 'skinny', a krawatem ktorego szerokość dobrze pasuje do młodości i dobrej figury noszącej go osoby (http://www.zigoti.com/wp-content/uploads/2011/06/tie-with-jeans.jpg)
Mnie śmieszą panowie w wieku 35-45 po pierwszym rozwodzie w przydużych koszulach albo zapuszczeni. W wieku w którym wyglądać można młodo i świeżo, wyglądają jak wynędzniałe kościotrupy (zwisające z chudych koszule) albo sportowcy na emeryturze z nieodłącznym kuflem piwa.