Rubinacci, London House, via Filangieri 26, Neapol



Jeśli Neapol to stolica stylu, London House jest siedzibą królewskiego rodu, a mój rozmówca (trzecie pokolenie właścicieli) delfinem przygotowanym do przejęcia sterów imperium. Nazwa London House, salonu prowadzonego przez rodzinę Rubinacci, była mi dobrze znana długo zanim przyjechałem do tego miasta.



Mój rozmówca, Luca Rubinacci ma zaledwie 29 lat, a jest już ikoną stylu. Fotografowany przez Scotta Schumana i propagowany na jego słynnym blogu thesartorialist.blogspot.com stał się wizytówką firmy i ambasadorem klasycznego stylu. Jego ubrania udowadniają, że klasyczna elegancja może być młoda, może być pociągająca, może być seksowna. Miałem szczęście- jego kalendarz wypełniony jest podróżami między największymi miastami świata. Szczególne miejsce zajmują oczywiście Mediolan (gdzie jest menadżerem drugiego włoskiego salonu Rubinacci) i Londyn. Jednak właśnie w czasie mojego pobytu w Neapolu był tam też Luca przygotowując promocję linii gotowych ubrań firmy pod nazwą „Lucas wardrobe“




Dlaczego London House to tak szczególne miejsce i absolutne must see w Neapolu?





Dziadek mojego rozmówcy, Genarro Rubinacci, szlachcic i dżentelen, był słynnym neapolitańskim dandysem lat 20-tych ubiegłego stulecia. Wybierał najlepszych krawców, najlepszych koszulników. Z czasem zaczął doradzać swoim przyjaciołom w kwestiach stylu. I tak powoli z arbitra elegantiarum stał się właścicielem zakładu krawieckiego. Skupił pod swoimi skrzydłami najlepszych rzemieślników miasta i razem z nimi opracował charakterystyczny styl neapolitańskiej marynarki (giacca napoletana). To tu narodził się neapolitański styl. Dziś London House jest największą firmą krawiecka Włoch z 1200 garniturami, ręcznie krojonymi i szytymi każdego roku.





Każdy szczęśliwiec, którego stać na usługi firmy, przejdzie przy zamówieniu garnituru ten sam żmudny proces. Wykonanie pierwszego garnituru wymaga około 2 miesięcy pracy krojczego i krawców i paru wizyt klienta. Panowie Rubinacci (na stałe neapolitańskim oddziałem zajmuje się Mariano Rubinacci) sami nie są krawcami. Jest to jak sądzę punkt niezgody z krawcami szyjącymi na własny rachunek. Wielokrotnie słyszałem ich żachnięcia: „No tak, ale Rubinacci nie jest krawcem!“ Luca poświęcił temu tematowi sporo czasu „Nie jestem krawcem, więc nie mam przyzwyczajeń. Pracując ze mną, klient jest pewny, że wszystko jest możliwe“.


Ani w czasie zbierania miary, a nie w czasie jednej z przymiarek klient nie spotka krawca. Dopasowanie oceni właściciel, on też zaznaczy potrzebne zmiany i przekaże uwagi krawcom z „laboratorio“ na piętrze.

Klient zamawiający marynarkę czy garnitur trafi do przestronnego saloniku na tyłach sklepu. Skórzane kanapy, poroża na ścianach i antyczne rzeźby tworzą klimat miejsca, ale największy skarb firmy spoczywa na regałach wzdłuż ścian salonu. To drogocenne i unikatowe materiały vintage. Są to głównie tweedy. Niektóre w fantastycznych wzorach i kolorach. Zrobiono je 30-40 albo więcej lat temu. Wiele wzorów ze skarbca Rubinaccich nie jest już dawno produkowanych, wiele to materiały tkane specjalnie dla firmy. Są to więc prawdziwe białe kruki. Kiedy zostanie skrojony ostatni metr z leżących tu beli, będą nie do zdobycia. Ale jest ich tu jeszcze całkiem sporo. Firma szczyci się posiadaniem 60 tysięcy metrów starych materiałów.  Przy okazji dowiedziałem się jak rozpoznać taki stary materiał. Dawniej (czyli przed latami 80-tymi) materiały tkano w belach szerokości 75 a nie 150 cm. Jeszcze dawniej nie wykańczano brzegów krojką.




Po omówieniu szczegółów zamówienia i zdjęciu miary, wybrany materiał trafia piętro wyżej w ręce krojczego. Jeśli klient wybrał jeden ze starych tweedów zostanie on przed skrojeniem „wyprany“. Oznacza to włożenie materiału na parę godzin między dwa mokre koce. Proces ten przywraca wilgoć do starych włókien ale też wstępnie kurczy materiał.

Od tego momentu zaczyna się nierozerwalny związek klienta z krojczym i krawcem, który będzie wykańczał zamówienie. Będę ze sobą razem do końca życia. Chodzi o to, żeby każde kolejne zamówione ubranie, było wykonane tą samą ręką, a tym samym zachowana była ciągłość stylu.  Krojczy wyrysuje na materiale niepowtarzalny wykrój klienta. Skrojony materiał zostanie przygotowany do pierwszej przymiarki. Po około 5 dniach będzie można po raz pierwszy poczuć na sobie marynarkę od Rubinacciego. Na tym etapie jeszcze niewykończona, ciągle niedoskonale dopasowana pokaże już charakterystyczne elementy południowego stylu. Marynarki robione w Neapolu (nie tylko przez Rubinaccich) są niezwykle lekkie. Włoskim krawcom udało się opracować krój, który jest mocno dopasowany, ale wygodny. Nie krępuje ruchów. Komfort, odrobina nonszalancji czyli sprezzzatura to klucze do neapolitańskiego stylu.


Kolejna przymiarka odbędzie się za dwa- trzy tygodnie. Przy pierwszym zamówieniu potrzeba czasem jeszcze jednej. Wykonanie garnituru to co najmniej 50 godzin pracy krojczego i krawców. Proces jest długotrwały i żmudny, ale tylko taki daje gwarancję doskonałego dopasowania. Po pierwszym zamówieniu, kiedy indywidualny wykrój klienta zostanie dopracowany, kolejne zamówienie można już składać na telefon. Kawałki cienkiej bawełny, na której narysowano wykrój, po wsze czasu spoczną w archiwum firmy.



Luca Rubinacci kilkakrotnie powtarzał- „Tu wszystko jest możliwe“. Jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia. Ostatnim przebojem są podszewki wykonane z jedwabiów wybranych z kolekcji firmowych krawatów. Nic szczególnego? Bele materiału na krawaty mają 60 cm szerokości, aby zrobić podszewkę potrzebna jest bela szerokości 150 cm. Spełnienie takiego życzenia wymaga więc utkania odpowiedniej ilości materiału na specjalne, jednorazowe zamówienie klienta…


Nobliwe wnętrza London House powodują, że pytania o ceny wydają się niestosowne. Pewnie nie słyszy się ich tu często. To jedno z tych miejsc do których wchodzą tylko osoby pewne, że są w stanie zapłacić każdy rachunek.
Z reporterskiego obowiązku informuję, że cena dwuczęściowego garnituru Rubinacci to 4500 euro. Oczywiście, jeśli zażyczymy sobie czystego kaszmiru, eskorialu czy innego cennego materiału cena poszybuje w górę.  Ubrania ze skarbnicy starych materiałów mieszczą się w podstawowej cenie.

Dobry garnitur może być ubraniem na całe życie. Nawet jeśli zmienią się wymiary naszego ciała, trzycentymetrowe zakładki w szwach pozwolą krawcom dokonywać poprawek. Mają jeszcze jedną rzecz, której nie da ubranie z wieszaka. Potrafią się ładnie starzeć. Trzydziestoletnia patyna tylko doda im stylu. Luca podsumował to jednym zwrotem- „Stylowe ubranie powinno być doskonale niedoskonałe“. Opowiadał mi o ich stałym kliencie, który ciągle nosi ubrania zamówione w London House w latach 80-tych. Według Mariano, ojca Luci, dziś wyglądają lepiej niż kiedy były nowe.


Czy takie firmy jak Rubinacci mają przyszłość? A może to rzadkie zwierzęta na wymarciu? Luca twierdzi, że po zapaści lat 80-tych i 90-tych kiedy moda była wszystkim, ostatnie lata przynoszą wyraźny wzrost zainteresowania klasyczną elegancja. Szycie na miarę, klasyka- to teraz mocno wyczuwalny nowy trend. Na tyle silny, że wielkie włoskie domy mody (Luca wymienił nazwy Armani i Dolce Gabbana) otworzyły niedawno swoje oddziały szycia pasowanego.

Paradoksalnie, to ponoć obecny kryzys ekonomiczny napędza krawcom klientów. Ludzie zaczęli sobie zdawać sprawę, że w cenie ubrań znanych projektantów 80% ceny to marketing.

I chyba rzeczywiście krawiectwo we Włoszech ma przyszłość. W pracowni Rubinaccich, Jak i innych jakie odwiedziłem w Neapolu, widziałem wielu młodych ludzi uczących się zawodu krawca.

Jaka jest przyszłość firmy? Myślę, że z Lucą u steru firma będzie rozwijać swoją kolekcję RTW (teraz poza salonami firmy dostępną też w Harrodsie).  Czy Rubinacci stanie się kiedyś globalnym brandem z salonami w każdym większym mieście świata? Zobaczymy.

Komentarze

Anonimowy pisze…
Bardzo dobry artykuł, milo sie czytało, szczególnie ze styl Rubinacci to jest to co warto by miec.

Pozdrawiam,
J.
Anonimowy pisze…
Przy takich cenach to filii w Polsce jeszcze długo nie ma co otwierać.
Anonimowy pisze…
Te krawaty... Matko przenajświętsza, wspaniałe!!
4500 euro, niby sporo, ale z drugiej strony nie jest to cena z kosmosu, za tę jakość, poziom obsługi, legendę. Kiedyś się do nich wybiorę. Kiedyś.
Anonimowy pisze…
Przedsiębiorstwo Rubinaccich prężnie się rzowija z oddziałami w Neapolu, Mediolanie i Londynie, ale to raczej baaaaaaaaaaardzo droga manufaktura, niż artystyczna pracownia krawiecka, bo niby jaką mamy pewność, że trafimy w ręce najlepszego krojczego i krawca, zatrudnianego przez Rubinnacciego. Unikatowe tweedy są wciąż prdoukowane w niszowych zakładach, np. przez Harrisa:
http://www.harristweedandknitwear.co.uk/index.html

Krakuss
Wojciech Szarski pisze…
Tweedy jakie tam widziałem nie były roboine na wyspie Harris, Lewis, Uist ani Barra. Nie mówię, że nie da się znaleźć tweedów w fantazyjnych kolorach i wzorach, ale akurat te były robione wiele lat temu i nie można ich już nigdzie indziej znaleźć.

Firma ma renomę i nie pozwoliłaby sobie na oddanie klientowi złego produktu. Zanim krawiec dopuszczony zostanie do szycia dla klientów przechodzi okres próbny. jest sprawdzany. Kontrola jakości to sprawa właścicieli. Ale masza rację- to raczej manufaktura, niż artystyczna pracownia krawiecka.
Anonimowy pisze…
Thanks for replay! Zapewniam Cie Marconi, że włoskie pracownie krawieckie z tardycjami (np. Galliano - Tommy & Giulio CARACENI w Rzymie, nota bene wciąż nie mają strony internetowej) posiadają swoje zapasy tkanin Vintage. Chyba nazbyt kręcimy się wokół marketingowych zabiegów Luki i jego klubu:
http://www.marianorubinacci.net/club/

Krakuss
Wojciech Szarski pisze…
Oczywiście. Myślę, że każda duża firma ma jakieś zapasy. Dawniej nie kupowało się w kuponach tylko belach. Stąd zapasy.

Dlaczego za dużo kręcimy się wokół Rubinacciego? Czy posiadanie strony internetowej dyskredytuje?
Anonimowy pisze…
Fantazyjne podszewki nie robią na mnie aż takiego wrażenia jak na zamożnych Amerykanach czy Japończykach, nawiedzających Rubinaccich. Oczywiscie, że strony internetowe, profile na Facebooku, sesje dla The Rake, fotosy na blogu Sartorialista nie dyskredytują, ale to tylko otoczka. Nie wiem jakie jest Twoje zdanie o Attolini vs Rubinacci (temat wałkowany na SF). Dla przeciwwagi posyłam link do książki, prezentującej inne oblicze krawiectwa włoskiego:
http://www.skira.net/dettaglio.php?isbn=8884915953&lang=I&cart_function=add&cart_isbn=8884915953

Krakuss
Wojciech Szarski pisze…
Attoliniemu nie miałem okazji się przyjrzeć. Ogromne wrażenie zrobił jeszcze na mnie Solito, o którym też mam zamiar napisać.
Wojciech Szarski pisze…
I jeszcze co do Rubinacci- nie mam garnituru, ale przez dwie godziny nie mogłem oderwać oczu od tego noszonego przez mojego rozmówcę. Styl, dopasowanie, detal- brak mi słów.
Anonimowy pisze…
Zgoda, Zegna, Mariano & Luca Rubinacci czy Luciano Barbera, to ikony włoskiego stylu, ale ludzie "starej daty" na ulicach Rzymu, Florencji czy Mediolanu, to równie wspaniały materiał w fotoreportażach na blogu Sartorialista. Czy spytałeś może Lukę jaki procent neapolitańczyków obstalowuje garnitury w London House?

Krakuss
Anonimowy pisze…
Myślę że to bezcelowe. To są twórcy dla elit, siłą rzeczy niewielu stać. A ile procent brytyjczyków ubiera się na Savile Row? I co to niby oznacza?
Rubinacci to jest taki neapolitański styl zmarketingowany dla obcokrajowców. Ale i tak fakt, że Luca jest mocno rozpoznawalny dużo pomaga całej branży krawieckiej w Neapolu więc czemu nie. Natomiast ich model biznesowy to raczej bardziej cos w stylu Buczyński Tailoring niż Zaremba&Kamiński, przekładając to na rodzimy grunt.
Wojciech Szarski pisze…
W Twojej metaforze bliżej mu do Zaremby. Stara firma która jest synonimem historii krawiectwa w tym mieście. A, że salon wygląda inaczej i sprzedaje się tam więcej garniturów? Inny rynek, inna ekonomia, inna historia. To ciągle jest jednak full bespoke.

Porównanie do Buczyńksiego zupełnie nietrafione. Kiton, Isaia- to są miejscowi Buczyńscy.
Anonimowy pisze…
Porównywanie oferty neapolitańskiej z warszawską ma się mniej więcej jak szukanie cech wspólnych pomiędzy przemysłem motoryzacyjnym we Włoszech i w Polsce. W Neapolu mamy znakomitych krawców (Attolini, Solito), manufaktury (Rubinacci) jak i ubrania "ready-to-wear" typu Kiton czy Borrelli. Powyższy schemat powiela się w przypadku koszulników, spodnairzy i specjalistów od dodatków. Rynek ten w oczywisty sposób nie jest tylko uzależniony od popytu wewnętrznego, ale przede wszystkim nastawiony na przybyszy bądź na eskport (np. Kiton, Borrelli, Barba, Finamore).

Krakuss
Viktor Erizo pisze…
a ja namawiam autora aby zaczął robić lepsze zdjęcia. Temat bloga tego bezwzględnie wymaga.
Nie pisze tych słów aby się czepiać. Myślę że te piękne rzeczy wymagają jeśli nie pięknego odwzorowania to przynajmniej poprawnego.
Anonimowy pisze…
Muszę wprowadzić autokorektę: Attolini oferuje także MTM i RTW, a Kiton ma w swojej ofercie full bespoke (linia K-50 w absurdalnym przedziale cenowym między 15 000 USD a 70 000 USD). Anonimowy podzielił się spostrzeżeniem, że Rubinacci to twórcy dla elit, z czym nie mogę się zgodzić. Obszywają każdego, kto wyłoży pieniądze na stół, w tym wielu Amerykanów, Japończyków i Rosjan. Stąd moje pytanie o procentowy udział w neapolitańskim rynku, bo dla mnie jest o wiele ważniejsza kwestia lokalnej famy, niż międzynarodowy sukces biznesowy! Proszę się uważnie przyjrzeć zdjęciu z "laboratorio", gdzie pracują bardzo młodzi ludzie, ale czy najlepsi w swoim fachu w Neapolu?

Krakuss
mosze pisze…
Macaroni, reportaż super, zdjęcia dla mnie ok. Ciekaw jestem, czy łatwo było namówić Lucę Rubinacciego na wywiad?

Natomiast jeśli chodzi o "wartość" ubrań Rubinacciego w stosunku do "sklepowych", to pewnie i bezwzględnie, i względnie jest ona wyższa, ale udział marketingu w cenie i tu jest znaczący.
Anonimowy pisze…
Tym razem nie mogę się zgodzić z Mosze, że marketing Rubinacciego jest doliczany do ceny garnituru. Macaroni podaje cenę za full bespoke 4500 EUR, w tej samej cenie szyje pracownia Guilia i Tommiego Caracenich w Rzymie (mój niekwestionowany faworyt w zakresie preferowanego stylu), a liderem cenowym jest pracownia A(ugusto) Caraceni w Mediolanie, kierowana obecnie przez Mario Caraceniego, gdzie trzeba liczyć się z wydatkiem 9000 EUR.

Krakuss
mosze pisze…
@Krakuss: to, że inni biorą tyle samo lub więcej, to jeszcze nie dowód. Jeśli z postu wynika, że do wykonania garnituru potrzeba ok. 50 godzin pracy, to ile kosztuje godzina pracy krawca w pracowni Rubinacciego (sam wspominałeś o młodych pracownikach)? Oczywiście, każda firma bierze narzut, właściciel musi zarabiać, to jest jasne, materiał też kosztuje; pozostaje jednak pytanie - ile wynoszą rzeczywiste koszty, a ile narzut firmy? Znając zarobki wysokiej klasy specjalistów w EU (akurat nie krawców we Włoszech - fakt), sądzę, że ten margines jest dość spory. Trzeba by było jednak porównać np. z kosztami pracy bardzo dobrego krawca, który nie dorobił się znanego nazwiska.

Jeśli A. Caraceni bierze 9000 EUR, to znaczy, że 1. jego garnitury są 2 razy lepsze od garniturów Rubinacciego czy 2. jest to oferta wyłącznie dla ludzi, którzy nie muszą liczyć kasy? Bez przesady; to jest tylko ciuch, może perfekcyjny, ale jakim cudem może być wart 360.000 zł?
Anonimowy pisze…
Zostałem wywołany do tablicy, więc kontynuuję temat dalej, chociaż nie jestem księgowym żadnej pracowni krawieckiej. Rubinacci zatrudnia o wiele więcej osób, niż typowa neapolitańska sartoria. Ci ludzie nie pracuję w London House za miskę ryżu jak w Chinach! W Neapolu skorzystanie z usług uznanej pracowni Pirozziego, kosztuje już tylko 1500 EUR, według informacji samego właściciela na SF:
http://www.styleforum.net/showthread.php?t=65337&page=5

Jaka jest zatem różnica między bardzo dobrymi pracowniami od tych z absolutnego topu cenowego? Pewien wzięty krawiec zwykł mawiać "Płacicie Państwo za krój, szycie jest u mnie za darmo".

Dziękuję za uwagę
Krakuss
mosze pisze…
Pardon, oczywiście, 36.000 zł, zasugerowałem się wspomnianymi wcześniej księżycowymi cenami Kitona - mimo wszystko drogo :)

Popularne posty