Gościnny wpis: Zapachy z rodziny fougere.
(bób tonka)
Wiedza niewygodna dla Francuzów jest pokryta kurzem, patyną dziejów bez mała. Pięć lat przed nimi (w 1877) londyńska marka Geo F Trumper specjalizująca się w usługach kosmetycznych dla mężczyzn (do dziś chlubą firmy są produkty do tradycyjnego golenia) pokazała perfumy Wild Fern (Dzika Paproć). A jeszcze wcześniej, w 1873 roku, angielski Yardley wylansował zapach English Lavander z bobem tonka, lawendą, mchem dębowym i ziołami w składzie. Dziś mało kto pamięta o osiągnięciach Wyspiarzy w tej materii i już chyba nigdy nie uda się ich zrehabilitować. Za to w ciągu następnych kilkudziesięciu lat nastąpił gwałtowny rozwój tej grupy perfum i jej liczny podział na mniejsze jednostki. Najbardziej popularna doktryna klasyfikuje perfumy fougere ze względu na dominującą nutę, którą może być lawenda lub nuta ziołowo-paprociowa.
Nie piszę o tym wszystkim bez powodu. W roku 2010 Houbigant uroczyście oświadczył, że Fougere Royale po wielu latach przerwy ponownie zostanie włączone do oferty, a kilka miesięcy temu pierwsze egzemplarze pojawiły się w perfumerii Quality Missala. Oczywiście nie w formie znanej z XIX wieku. Uwspółcześnienie wizerunku tego zapachu przypadło w udziale znanemu perfumiarzowi, Rodrigo Flores Roux'owi. Trudno mi odnieść się do jakości jego pracy na tle oryginału, ponieważ nie znam wersji Paula Parquet'a z 1882 roku. Nowe Paproć Królewska jest przede wszystkim nietrwała. Widać, że postawiono na cytrusy i zioła, a nie definicyjne nuty, które ukryto dość niewyraźnie w bazie. Oczywiście perfumy mogą sie podobać, ale zgaduję w ciemno, że z pierwowzorem nie mają za dużo wspólnego. Ogólnie to fougere są bardziej z nazwy, niż z aromatu. Co innego Duc de Vervins, który Houbigant wypromował w 1991 roku, jako następcę klasycznego Fougere Royale. Wśród wszystkich dostępnych dzisiaj na polskim rynku perfum przyporządkowanych do tej grupy ten jest najbliższy klasycznemu akordowi paprociowemu. Zielony, świeży, ciepły. Niektórym przypomina zapach lasu, innym szafę ze świeżą pościelą.
W ramach perfumeryjnych wykopalisk warto też wspomnieć o Cravache Roberta Piguet'a. Oryginał powstał w 1963 roku a powrót na rynek miał miejsce w 2007 roku. Sam zapach jest ciekawy, ale znowu z klasyką gatunku nie ma za dużo wspólnego. Współcześni perfumiarze po prostu kastrują akord fougere i pozbawiają go pierwotnego pazura. Nawet w perfumeryjnej niszy. Wyjątkiem, który potwierdza tę regułę niech będzie premiera londyńskiego Penhaligon's z 2010 roku - Sartorial. Nozdrza na kolbami z tym pachnidłem zawiesił jeden z trzech najlepszych Nosów na świecie, sam Bertrand Duchaufour. Do początkowych składników dodał nutę ozonu, metalu i aldehydy. Później połączył zielonego i gnijącego fiołka z iskrzącym i słonecznym kwiatem pomarańczy. Na sam koniec zabawił się zwierzęcymi ingrediencjami: piżmem, ambrą, miodem i woskiem pszczelim. Efekt jest taki, że Sartorial może być rozpatrywany tylko dwóch kategoriach: fetoru lub arcydzieła. Wybór zostawiam Wam, ale nic nie zmieni faktu, że to kwintesencja idei fougere w perfumach.
Oczywiście nie tylko wśród zapachowej niszy należy szukać tego akordu. Chyba każdy zna takie klasyki jak Le Male, Cool Water, Fahrenheit. To, co je łączy to właśnie paprociowa baza. W każdym z nich użyto jednak innych składników pobocznych i otrzymano diametralnie różne efekty: od waty cukrowej, przez morską świeżość, po drewnianą elegancję. Jednak trzeba mieć świadomość, że żadne z tych perfum nie są klasycznym ujęciem tego akordu. Przeze wiele lat mężczyźni sieciowych perfumerii w Polsce byli w zasadzie pozbawieni możliwości zakupu takich perfum. Stare klasyki sukcesywnie wycofywano z naszych półek, a nowe propozycje się nie pojawiały. Mogę się mylić, ale jedyną strikte fougere kompozycją w Polsce pozostawał w ostatnich latach tylko granatowy klasyk Dolce&Gabbana z 1994 roku. Kilka miesięcy temu dołączył do niego Moschino Forever, który nawiązuje do świetlanej przeszłości tego gatunku. Ma anyżowy początek, ale później wkracza w zimne i drzewne obszary. Sandał jest chłodzony ziołami i pieprzem, a wetiwer wnosi spory ładunek ciemnej zieleni. Oczywiście nad wszystkim stoi bób tonka z koronną kumaryną. Obstawiam, że za dwa, trzy lata zniknie jednak z rynku, jak niemal wszyscy jego poprzednicy. Były to zapachy za trudne, zbyt niszowe dla pokolenia żyjącego w erze makdonaldyzacji.
Autorem wpisu jest Marcin Budzyk, twórca bloga: http://niemuzycznapieciolinia.blogspot.com/
Komentarze
Z kolei Cravache to szypr, więc nie dziwi mnie, że nie znalazłeś w nim nut fougere.
Cravache z kolei jest określany bardzo różnie. Przez niektórych jako zapach hesperydowy, inni mówią: szypr, trzeci: fougere. Spis jego nut jest dla mnie wystarczającą przesłanką, aby zakwalifikować go do rodziny paprociowej.
Pozdrawiam serdecznie, Marcin.
Trzecia sprawa, to pogoń za zyskiem kosztem jakości - producenci "reformuują" perfumy. Zwykle w celu zamiany wcześniej używanego składnika na coś tańszego. Ten sam zapach może zatem pachnieć inaczej w zależności od tego kiedy został wyprodukowany...