Emanuel Berg Handmade



Kiedy parę miesięcy temu pisałem pierwszy wpis o Emanuel Berg zaprezentowano mi w sklepie, wprowadzaną właśnie na rynek, nową koszulę Handmade. Nowa linia jest topową usługą firmy, nie jest to jednak full bespoke. Nowa jakość wymagała nowej nazwy, dla odróżnienia od podstawowej linii MTM, stąd ta nazwa. Czym różni się koszula Handmade od „zwykłej“ MTM? W końcu ją zamówiłem żeby się o tym przekonać.
Jak już wiele razy pisałem na tym blogu, powód dla którego decydujemy się na ubrania na miarę lub pasowane jest fit raczej niż rozmaitość materiałów i stylów. Krojem właśnie rzeczy na miarę powinny górować nad tymi z wieszaka, dlatego po koszuli Handmade spodziewałem się nowej jakości w tej kwestii. I rzeczywiście, proces szycia Handmade daje nam gwarancję osiągnięcia dobrego rezultatu już przy pierwszym zamówienia. Ale zacznijmy od początku.
Proces zamawiania koszuli zaczyna się “po bożemu“ od zdjęcia miary, wyboru kroju kołnierzyka, stylu mankietów i szczegółów wykończenia z katalogu MTM. Testowe korpusy koszul pomogą nam określić właściwe wymiary zamawianej koszuli. Oczywiście wszystko dzieje się pod okiem obsługi. Przyznam, że pani która brała miarę ze mnie, sprawiała wrażenie bardzo kompetentnej, jej uwagi uwzględniłem i okazały się strzałem w dziesiątkę. To bardzo ważne, bo to, kto bierze miarę, jest w procesie MTM zupełnie kluczową sprawą. Moje wymiary, wybory szczegółów wykończenia, zostały zapisane na karcie klienta i zamówienie zostało „puszczone w ruch“. Przy MTM byłby to właściwie koniec, czekałbym po prostu na gotową koszulę. Przy Handmade, zabawa dopiero się zaczyna. Poinformowano mnie, że ze zdjętych wymiarów zostanie zrobiona koszula testowa (technologicznie identyczna do koszul MTM). Koszula będzie biała, mogłem jedynie zdecydować czy wolę popelinę czy pin point. Wybrałem pin point. 5 tygodni później koszula została dostarczona do sklepu. Mogłem ją przymierzyć.
Taka jest bowiem funkcja testowej koszuli. Służy przymiarce. W tym nowa usługa Berga jest podobna do najlepszych bespoke na świecie, gdzie testowa koszula przy pierwszym zamówieniu jest standardem. Chodzi oczywiście o to, żeby sprawdzić krój koszuli, wprowadzić ewentualne poprawki, zanim zacznie się kroić kosztowny, docelowy materiał.
Zmierzyłem testową koszulę i przekonałem się, że leży dobrze. Być może korpus jest odrobinę za duży, ale trzeba pamiętać, że po paru praniach koszula zbiegnie się. Nie było żadnych niespodzianek, bo to nie moje pierwsze zamówienie MTM, poza tym, jak pisałem, oko osoby zbierającej miarę było doświadczone.
W tym miejscu parę uwag na temat tego jak powinna leżeć koszula. Doszedłem do tego metodą prób i błędów, bo wskazówki jakie na ten temat znajdowałem, były często sprzeczne. Koniec końców mam poczucie, że wreszcie dopracowałem się idealnego kroju.
W kwestii kołnierzyka nie ma wielkich kontrowersji. Po zapięciu powinniśmy być w stanie wsunąć palec, a nawet dwa, w przestrzeń między szyją i kołnierzem. Kołnierz powinien zostawać na miejscu kiedy kręcimy głową. Nie może być też zbyt luźny, bo zdeformuje się kiedy zawiążemy krawat.
Zdecydowałem się zrobić gładkie plecy- bez plis wypuszczonych z karczku. Dodatkowe centymetry w obwodzie koszuli nie są mi potrzebne.
Po raz pierwszy zdecydowałem się na dwie zaszewki na plecach, na wysokości talii. Zbierają około 4 cm materiału nad biodrami. Koszula jest przez to lepiej dopasowana dołem. Nie zbiera się nad paskiem i nie wypycha marynarki. Polecam takie rozwiązanie jeśli figura na to pozwala.
W końcu dochodzimy do sprawy najtrudniejszej- długość rękawów. Przekonałem się, że właśnie w tym punkcie zdarza się najwięcej błędów. Celem jest takie dopasowanie mankietów, żeby zawsze około 1 cm koszuli wystawało spod rękawa marynarki. Mankiet koszuli i rękaw marynarki ma pozostawać w tej samej relacji do siebie niezależnie od ruchu rąk. Aby to osiągnąć potrzebne są dwie rzeczy. Po pierwsze mankiet powinien pasować dość ciasno wokół nadgarstka. Na tyle ciasno, żeby nie nasuwał się na nasadę kciuka. Aby nie podciągał się do góry, trzeba zadbać by był wystarczająco długi. Dzięki temu za mankietem zbierze się trochę materiału i to on będzie podciągany w czasie ruchu rąk. Jeśli nosimy garnitury szyte na miarę musimy pamiętać, że najczęściej mają skrojone wysokie pachy, a to zwiększa jeszcze nacisk na rękaw koszuli. Może się więc okazać, że potrzebujemy dość dużego "nadmiaru" rękawa, aby to on, a nie mankiet, szedł do góry w czasie ruchu rąk. Jeśli wszystko zostanie skrojone tak jak należy, mankiet będzie pozostawał na swoim miejscu, lub tylko nieznacznie przesuwał się.
W Bergu mamy oczywiście możliwość zamówienia szerszego mankietu na jednej ręce, żeby zmieścić w nim zegarek. Ja tego jednak nie praktukuję i zamawiam koszule równie "ciasne" na obu nadgarstkach. Noszę niewielki, płaski zegarek i nie potrzebuję szerszego mankietu. Szerszy mankiet prawie napewno będzie wysuwał się z marynarki, niszcząc cały, pieczołowicie zaplanowany efekt.
W czasie przymiarki nie wprowadziliśmy żadnych poprawek. Koszula testowa leżała tak jak trzeba. Wybrałem docelowy materiał i zamówienie zostało wysłane.
Po kolejnych 5 tygodniach (całość trwała więc około 10 tygodni) zostałem zaproszony po odbiór koszuli. Nie trzeba jej już mierzyć, przymiarkę miałem za sobą.
Przyjrzałem się jej bliżej. Parę szczegółów konstrukcji i wykończenia jest inna niż w koszulach MTM.
Myślę, że w koszulach Handmade najbardziej zyskuje kołnierzyk. Jak widać na zdjęciu, szew zrobiony jest bliżej krawędzi. Jest to trudniejsze do zrobienia, dlatego dostępne tylko w topowej linii. Uzyskujemy gładką powierzchnię kołnierzyka. Stalki dochodzą bliżej rogów i zapewniają lepszą formę kołnierzyka. Mniejsze jest zatem ryzyko, że z czasem rogi zniekształcą się pod wpływem nacisku na tors. Tak uszyty kołnierzyk jest jednak trudniejszy do prasowania. Po prostu większa jest ilość „luźnego“ materiału, który z czasem będzie się marszczył po wewnętrznej stronie kołnierzyka.
Mam wrażenie, że kołnierzyk lepiej się układa, jego wyłogi tworzą piękną falę. Jest jakby bardziej żywy i miękki. Tak chyba jest, ale nie jest to zasługą konstrukcji (powiedziano mi, że kołnierzyk w koszulach Handmade jest tak samo klejony jak w MTM) ale po prostu bardzo cienkiego i delikatnego materiału jaki wybrałem.
Wzory dopasowane są nie tylko na froncie (co jest standardem w MTM). Znaczenie praktyczne ma to niewielkie, ale wygląda znakomicie. Obszycie dziurek jest robione ręcznie. Rękawy są ręcznie wszywane. Guziki zrobiono z masy perłowej.
Na froncie i w mankietach zrobione są specjalne pętelki zabezpieczające materiał przez rozdarciem. Ponoć wzmacnia to koszulę w miejscach szczególnie narażonych na rozdarcie. Może to prawda… ale szczerze mówiąc nigdy nie zdarzyło mi się naderwać żadnej „zwykłej“ koszuli. Przydatność tych wzmocnień jest dla mnie dyskusyjna. Estetyka też.
Na koniec zostawiam sobie temat rozciętego karczku. Koszule z rozciętym karczkiem to symbol jakości, ale właściwie dlaczego? Karczek rozcina się na środku, przesuwając względem siebie dwa kawałki materiału, tak że zszyte są pod kątem. Jedna z teorii mówi, że chodzi o możliwość dopasowania koszuli do klienta, który ma ramiona na różnej wysokości. Ok… ale właściwie dlaczego nie wyciąć nieregularnego karczku z jednego kawałka materiału? Druga teoria bardziej do mnie trafia. A mianowicie chodzi o wygodę i sprężystość koszuli z rozciętym karczkiem. Materiał koszuli nie rozciąga się jeśli pociągnąć go wzdłuż nitek przędzy (zachęcam do eksperymentu). Jednak jeśli materiał przekrzywić i ciągnąć po skosie, ustępuje i okazuje się rozciągliwy. Rozcięty karczek ma więc zapewnić sprężystość w miejscu narażonym na nasz największy nacisk. Jeśli schylamy się, wykonujemy głębokie ruchy rąk, karczek zostaje naciągnięty… jednak znów… mam wrażenie, że jest w tym więcej mglistej filozofii niż praktycznej korzyści. Mogę zgodzić się tylko z jednym- rozcięty karczek wygląda pięknie!
Koszule Emanuel Berg Handamde są bez wątpienia znakomitym produktem. Najwyższej klasy. Są też o wiele droższe od koszul MTM. Co za to zyskujemy? Koszulę testową, jest to jednak jednorazowa korzyść. Bliski szew na kołnierzyku, doskonale spasowane wzory, dodatkowe wzmocnienia, rozcięty karczek.
Najważniejsze jest jednak według mnie inna rzecz. Wybierając Handmade mamy dostęp do znakomitego próbnika materiałów DJ Anderson. Jest on dostępny tylko dla klientów topowej linii koszul Emanuel Berg.
Czy te zalety uzasadniają różnicę w cenie? Nie wiem… Każdy musi sobie odpowiedzieć na to pytanie sam.

Komentarze

Anonimowy pisze…
nie wiem ile kosztuja tak koszula, ale na pewno nie mniej niż 800-900 zł. Wydaje mi się, że stosunek jakość/cena, którym ja się przynajmniej kieruje, nie jest w tym przypadku najwyższy. Można uszyć koszulę bardzo wysokiej jakości zamawiając przez internet w Honk-Kongu. Za 100$ można mieć super koszulę z wysokiej klasy bawełny.
Anonimowy pisze…
Mam pytanie, jak w nomenklaturze Berga nazywa się ten kołnierzyk?

Jaką długość mają wyłogi kołnierzyka przy tej koszuli?
Anonimowy pisze…
Koszula kosztuje 1700PLN

Powiem szczerze, że trudno mi jest znaleźć uzasadnienie dla tak wysokiej ceny.
Standardowe koszule MTM produkowane przez Berg, Da Vinci, Stolarek wydają się być wysokiej jakości i dostępne są za kwotę znacznie niższą.
Zgodzę się jedynie ze stwierdzeniem, że materiały dostępne w tej linii powinny być znacznie wyższej jakości, jeżeli cena ma mieć uzasadnienie. Z jednej strony E.Berg ma jakieś 300 próbek ale podczas wizyty w ich sklepie w C.H. Złote tarasy, znalazłem raptem 5 lub 6, które przypadły mi do gustu. Zdaję sobie jednak sprawę, że o gustach sie nie dyskutuje. To, co najbardziej mnie zaskoczyło to fakt, że na wystawie była koszula z materiału, który bardzo mi się podobał, nie był on jednak dostępny do koszul MTM. Dziwne, no ale takie jest już życie.
Mam nadzieję, że koszula przypadła Ci do gustu.
Jerzy J
Wojciech Szarski pisze…
Kołnierzyk jaki wybrałem to Milano.
Koszula jest świetna, jestem z niej zadowlony. Z zasady nie wypowiadam się na temat cen.
eye_lip pisze…
Jeżeli koszula sprawia radość i się dobrze nosi, to o to chodzi. Na pewno jest warta ceny, jeśli wlaściciel jest zadowolony. Świetny wybór.

filip
Anonimowy pisze…
To prawda. Tylko chyba chodzi o to, żeby płacić za realną wartość towaru, a nie za otoczkę, którą tworzy producent.
eye_lip pisze…
Tutaj nie masz racji - jeśli chodzi o dobra luksusowe, placisz wlasnie m.in. za otoczkę, nigdy za wartość realną. Tak to dziala w branży w której pracuję - dobra luksusowe.
Anonimowy pisze…
Moim zdaniem, jeżeli koszula ma kosztować powyżej 1000 zł.to nie wiem jaka ona musi byc. chyba ze mam jyz tyle kasy ze wydanie 1000 zł to tak jek dla zwykłego człowieka 2 zł. Troche przesada. Przecież koszule gotowe w okolicach od 400-550zł, sa dobre i fajnie leża.
A co możecie powiedziec o koszulach STENSTROMS? PROSZE O OPINIE
Wojciech Szarski pisze…
Koszule gotowe, nawet najlepsze, to jednak zupełnie inna kategoria.
Anonimowy pisze…
@ eye_lip. Nie zgodzę się z Tobą. Ideą kupowania rzeczy bespoke jest płacenie za świetne dopasowanie i jakość. W tym przypadku płacimy za tę otoczkę oraz wiele innych kosztów min. powierzchnię w Złotych Tarasach, która wynosi kilknaście tys. miesięcznie.

To o czym Ty mówisz, czyli tzw. "dobra luksusowe" , to nic innego jak wypromowane marki jak np. Armani, D&G, Versace itp. W takich przypadkach płaci się za całą otoczkę i marketingową filzofią, którą dorabiają producenci. A jakość tych produktów jest nieporównywalna do niektórych bespoke, które są w podobnej cenie lub tańsze.
Anonimowy pisze…
Uważam, że po przekroczeniu pewnego poziomu, wzrost ceny nie przekłada się na wzrost jakości. Płaci się wyłącznie za metkę. Myślę, że w przypadku koszul taką granicą jest poziom 200 - 300 PLN. Wręcz odnoszę niekiedy wrażenie, że jakość produktów tzw. luksusowych jest gorsza od tych "zwykłych". Widziałem ostatnio marynarkę męską firmy "luksusowej" wyglądającą jak szmata w cenie prawie dwukrotnie przekraczającej cenę czteroczęściowego garnituru szytego na miarę. W takiej sytuacji wybieram dobra "zwykłe".
eye_lip pisze…
Jeżeli byłbym dobrze obsłużony, odpowiadałyby mi materiały i atmosfera w sklepie nie szukałbym taniej tylko kupił, nie kalkulując ile kosztuje powierzchnia (BTW w ZT koszty są zbliżone do Galerii Mokotów, czyli drogo).

Marki które wspominasz, to fashion i tu się zgodzę z Tobą, co do jakości - ale osobiście to nie są dla mnie marki luksusowe.

Twój opis dóbr luksusowych, nie sprawdza się w każdym przypadku - zajmuję się zegarkami luksusowymi, i w większości przypadków, płacisz oczywiście za otoczkę i marketing, a także za historię marki, często 200 letnią, ale zawsze są to produkty najwyższej jakości w swej kategorii.
Anonimowy pisze…
Z tym, że "zawsze są to produkty najwyższej jakości" to nie do końca się zgodzę. Jest to prawda (prawie we wszystkich przypadkach) przy wyrobach technicznych, np. zegarki Omega, Longines czy Patek. Natomiast dla odzieży ta reguła często się nie sprawdza. Tutaj praktycznie zawsze lepsze będą (i tańsze) rzeczy szyte na miarę przez lokalnych dobrych krawców niż produkty z wieszaka nawet gdy będzie to Armani czy Versace. A płacenie np. 700PLN za czapkę typu mycka tylko dlatego że nosi metkę Dolce Gabbana uważam za paranoję.
Pozdrawiam serdecznie
Anonimowy pisze…
Zgodzię się z przedmówcą. Bo jeśli dobrze rozumiem ideę tego bloga, to ma on wyłuskiwać tych najwyższej klasy rzemieślników, gdzie płaci się za świetnie dopasowaną rzecz i w cenie odpowiadającej jakości. Berg ze swoją usługa Hand Made nie spełnia kryterium. Odpowiada raczej na trend, który jest już obecny od pewnego czasu na zachodzie, że to co zrobione ręcznie jest lepsze i musi być bardzo drogie.

Rzeczywiście zazwyczaj jest lepsze, jeśli chodzi o modę, ale na szczęście w Polsce nie jest jeszcze tak horrendalnie drogie jak za granicą.

Jednym słowem Polska to cały czas idelane miejsce na korzystanie z usług bespoke.
eye_lip pisze…
Oczywiście w poprzednim poście dotyczącym jakości, miałem na myśli właśnie zegarki, nie ubrania.
Anonimowy pisze…
Zgadzam sie z wami.Zegarki to inna sprawa, nawet jezeli płaci sie za marke, to płaci sie za marke która naprawde istnieja. Tak jak kolega mówi 200 lat tradycji itd. A np. Berg to nic innego jak wymyslona nazwa przez kogos kto miał troch kasy na inwestycje.

Jestem czytelnikiem bloga od samego początku. Podoba mi sie to ze można sie duzo dowiedziec o modzie co jak dopasowac. Ale uwazam ze mozna sie ubrac za wiele mniejsze pieniadze i efek oraz jakosc nie bedzie wcale gorsza.troche mi tego brakuje w tym blogu. Chciałbym usłyszec o koszulach,butach które warto kupic a cena bedzie bardziej dostepna.
Anonimowy pisze…
Wojtku,
gratuluję świetnego raportu, nieźle wyglądającej, choć dla mnie wciąż zbyt konserwatywnej koszuli. Chciałbym się przede wszystkim odnieść to kilku komentarzy w kontekście dyskusji na i o Twoim blogu.
Przede wszystkim: D&G, Armani czy Versace to nie są rzeczy luksusowe, tylko rzeczy zwyczajnie drogie. A to zasadnicza różnica. Proszę zwrócić uwagę, że w nabyciu i noszeniu rzeczy od „znanych projektantów”, bo taki frazes krąży, jedyną granicę stanowi portfel. Można być nowobogackim handlarzem, który jeszcze pięć lat wcześniej spodnie Armani kupował na wycieczce autokarowej w Turci. Ubrania szyte na miarę, nawet mieszane z seryjnymi, tworzą pewien kontekst, są wyrazem estetycznego języka, którym siłą rzeczy każdy z nas próbuje się opisać. Drogie rzeczy, w kontekście, o którym wspominałem, są łatwe, proste, po prostu nie wymagają wysiłku. Co innego z tymi elementami naszej garderoby, które musimy „sami” wymyślić – tutaj widoczny jest wysiłek, uwyraźnia się wyjątkowość tego, co nosimy. To nie tylko próżność, ale też wyraźny sygnał. I w tym miejscu, moim zdaniem, zaczyna się luksus. Dla mnie to jest ważne, kiedy zwracam uwagę na szczegóły, o których zresztą też często jest mowa na Twoim blogu, wreszcie, kiedy widze kogoś w podobnym „kontekście”, wówczas mogę poczuć się pewnie, że przynajmniej wrażliwość mamy zbliżoną. Nawet więcej: styl, który słusznie odróżniasz od mody, to też zwykła praca, umiejętność, którą trzeba zdobyć, która bywa też przekazywana przez ojca etc. Między innymi z tego powodu jestem czytelnikiem Twojego bloga, bo dość często, choć dyskretnie, o tej właściwości stylu przypominasz.
Bardzo trudno (i też trochę niezręcznie) mi odnieść się do konkretów, cen. Nadto – wydaje mi się, że nie o to chodzi. Zakładając, że chcemy wytworzyć coś własnego, to ubrania z wieszaka, oklepane kombinacje po prostu odpadają. Ile to kosztuje, to już jest inna sprawa. Tak samo z zegarkami, któryś z Panów wymienił Omega, Longines, Patek. Ale to nie są luksusowe zegarki. One są zwyczajnie mniej lub bardziej drogie. Kupując jeden z moich ulubionych zegarków, sprzedawca w Lozannie zaśmiał się mówiąc, że prawdziwie niepowtarzalne zegarki mają nazwy, które trudno wymówić czy nawet zapamiętać. Myślę, że doskonale ujął to, o co mi w tej kwestii chodzi.
Pozdrawiam,
Łukasz A.
Wojciech Szarski pisze…
Szukam rzeczy najlepszych z możliwych. Czasem się mylę, ale nie ustaję w wysiłkach. Dlatego nie piszę o rzeczach z wieszaka. W centrum mojego zainteresowania są rzeczy szyte na miarę, bo wiem, że krój, czy "fit" jest absolutnie fundamentem stylu. W ramach tego co jest wysokiej jakości, szukam rzeczy najtańszych, dlatego poszedłem do Wielądka po buty, a nie do Kielmana. Jeśli znajdę kiedyś koszulnika, ktroy zrobi TAKĄ koszulę za 300 zl. na pewno stanę się jego stałym klientem i o nim napiszę.
eye_lip pisze…
Łukasz - "Tak samo z zegarkami, któryś z Panów wymienił Omega, Longines, Patek." - oczywiście, że omega czy longines, nie są luksusowymi markami, ale sugestia, że patek nie jest luksusową marką jest idiotyczne - patek jest i będzie zawsze luksusową marką, niezależnie od istnienia AHCI i innych niezrzeszonych producentów - to, że coś jest w mainstreamie i jest dostepne dla każdego kto ma kasę, nie dyskredytuje tego jako luksusowego produktu. Sprzedawca w lozannie może się podniecac niszowymi markami jak
Greubel Forsey, MB&F itp. czy nawet Thomas Presher, i co z tego:)
Anonimowy pisze…
Nie zgadzam się - uważam, że Patek, jak Rolex, jest po prostu ograny. Inaczej rozumiemy luksus, proszę, niech Pan zwróci uwagę na moją, być może kaleką, ale jakąś argumentację:-)
Nawet w segmencie tańszych zegarków, choćby mój ulubiony U-Boat są pewne odcienie: można kupić, powiedzmy, sportowego Breitlinga i mieć pewność, że połowa barczystych mężczyzn w modnej knajpie będzie miała taki sam, a można wybrać, choćby U-Boat, i chwilę poczuć się wyjątkowym.
Nie pracuję w tej branży, tylko obserwuję i konsumuję. Ot co.
Łukasz.
Anonimowy pisze…
A ja napiszę tylko tyle że fajnie się czyta Pana wpisy i z niecierpliwością czekam na każdy kolejny. Może kiedyś dorobi się Pan codziennej regularności tak jak asuitablewardrobe? :)
Pozdrawiam,
PWG
Anonimowy pisze…
Zgadzam się z przedmówcą. Dlaczego tak rzadko Pan pisuje na swoim blogu. Obawiam się, że część z nas może się zniechęcić tym ciągłym czekaniem.

Niemniej póki co blog super!
Anonimowy pisze…
Macaroni,

jest taki koszulnik - Stolarek. Proszę spróbować.
Uszycie u niego koszuli to koszt ok. 350 zł. Jeśli wybierzesz dobrą bawełnę i będzie Cię mierzył dobry fachowiec, to zapewniam, że koszula będzie na poziomie Berga.
Anonimowy pisze…
Byłem dzisiaj w sklepie Berga w Złotych Tarasach i doszedłem do wniosku, że wszystko jest tam zbyt drogie.

Mam wrażenie, że marka Emmanuel Berg to pomysł jakiegoś inwestora, żeby wypełnić lukę w segmencie tzw. "dóbr luksusowych". Oferują produkty dobre lub bardzo dobre, ale za bardzo wysoką cenę. Wszystko jest odpowiednio obudowane marketingiem.

Przykładowo oglądałem krawaty. Kosztują od 200 do ponad 300 zł. Jakość dobra lub bardzo dobra, ale na poziomie krawatów, które można dostać w innych sklepach za ok. 150-200 zł. Nie mówiąc o robionych ręcznie krawatach od Sama Hobera, które można mieć już za 250 zł!

Skarpetki z merceryzowanej bawełny za 119 zł! W Calzedonii takie kosztują maks.30 zł, a ciekawsze w Massimo Dutti chyba 25 zł.

I tak ze wszystkim. Nie wiem jak ta marka daje radę za granicą, gdzie ma dużo większą konkurencję. Może mają bardziej normalne ceny...

Czuję jakby ktoś próbowałem wykorzystać to, że w Polsce cały czas mamy jeszcze słabą konkurencję jeśli chodzi o dobrej jakości ubrania.

Kiedy wreszcie będą outlety z Ralphem Lauren'em? Może TKMaXXX, ale kiedy on będzie w Warszawie...
Wojciech Szarski pisze…
Co do częstotliwości wpisów: będzie raczej spadać niż rosnąć. Dwa razy w tygodniu max. Oprócz pisania na blogu muszę jeszcze zarabiać na życie. Myślę, że lepiej opublikować mniej postów, ale naprawdę dobrze przygotowanych niż częściej a nijakie. Jeśli nie chcecie czekać zapiszcie się do Feedburner. Posty będą wysyłane mailem.

Co do Stolarka. Odwiedziłem sklep na Kopernika jakieś dwa lta temu. Zrobił na mnie fatalne wrażenie. Kroje kołnierzyków, wybór materiałów... ogromny dystans do Berga czy Da Vinci. Czy coś się zmieniło? Muszę zajrzeć jeszcze raz.
eye_lip pisze…
Łukasz - Rolex, jest to średnia pólka i są to bardzo dobre zegarki - nie nazwalbym tego luksusem, bo Rolka można mieć już za kilkanascie tysięcy zlotych i to nowego w salonie w Polsce. Natomiast Patek Philippe jest luksusowy, jak najbardziej i tutaj nie ma dyskusji, ze dla kogoś nie są subiektywnie luksusowe, bo nie tylko w branży, ale i wśród milośników i kolekcjonerów Patek zawsze jest nr jeden wśród firm z glównego nurtu produkcyjnego, co widać też na aukcjach Antiqurum, Christies, zresztą tak takie zdanie ma też Waldemar Ferri Szczerbowski, który 2 lata temu na spotkaniu, przedstawial wlaśnie ten aspekt - BTW Rolex jest jedną z lepszych inwestycji, jeśli nie chcemy stracić w przyszlości na odsprzedaży. Co do segmentu o którym piszesz mianowicie u-boat i breitling, to wybacz, ale porownanie nie na miejscu, ze względu na jakość, prestiż, i kilka innych aspektów ;) Pisze to jako milośnik i hobbysta zegarków - aby nie zaśmiecać koledze bloga, zapraszam do dalszej dyskusji na moje forum o zegarkach jeśli masz ochotę/ gmtforum.pl
Pozdrawiam
filip
Wojciech Szarski pisze…
Nie zaśmiecacie mi bloga. Bardzo mnie cieszy ta dyskusja.
eye_lip pisze…
Tylko nie jest w temacie:) Może powinniśmy skonstruować specjalnego posta o zegarkach?
Wojciech Szarski pisze…
eye_lip może napiszesz coś dla nas o zegarkach? Taki gościnny wpis?
Anonimowy pisze…
Ech, nie ukrywam, że trochę mi niezręcznie z Panem dyskutować, bo cały czas mam wrażenie, że jest Pan głuchy na to, co napisałem. Na tę właśnie moją subiektywną opinię. Ale to nieistotne. Dla Pana komfortu nie odbiję piłeczki w podobnym duchu i nie napiszę, że i gust kolekcjonerów, i to, co jest wystawiane na aukcjach też jest wyrazem subiektywnego gustu. Nie czepiajmy się. To, co Pan napisał "wśród firm głównego nurtu" to symptomatyczne dla tego, co z kolei ja napisałem. Dla mnie, jeśli myślę o luksusie (czy to w zegarkach, czy w butach, okularach etc.), to, co z głównego nurtu, to niezależnie od ceny, nie luksus a coś powszedniego z ew. tendencją do wyższej ceny. Luksus to dla mnie coś indywidualnego. Z szacunkiem i nieskrywanym wzruszeniem przyjmuję Pana zapewnienia o znawstwie, wiele się dzięki temu uczę, ale powtarzam: proszę pozwolić mi zachować własny, jakoś tam uzasadniony pogląd. Na szczęście nie jest sprzedawcą, tylko konsumentem, mam więc ten luksus i niewiele obchodzą mnie trendy aukcyjne, opinie kolekcjonerów ;-)

Skoro Wojtek pozwolił, to jeszcze odniosę się do Pana krytyki w kontekście Breitling U-Boat. To akurat drobny przykład, który mimo wszystko wpisuje się w Pana argumentację. Z zasady nie rozmawiam o cenach, proszę wybaczyć, w gronie osób dopiero co poznanych, ale tutaj muszę. Mam dwa zegarki wspomnianych marek, oba za ok. 14 000 zł, oba sportowe (jeden na gumowym pasku, jeden na skórzanym), tak naprawdę poruszam się w ramach jednego targetu. Jednak U-Boat cenię wyżej, bo nie jest tak popularny (mimo wszystko) niż Breitling, którego prestiż, przynajmniej w Polsce, przyjmując "środowiskowe kryterium" , jest, moim zdaniem, niższy. Ale to znowu: coś bardzo subiektywnego.

Też przyłączam się do prośby o zegarkowy wpis. Temat jak widać gorący, no i warto o tym podyskutować.

Pozdrowienia,
Ł.
Witam,
moim zdaniem Pan Filip pisze w tym momencie jako miłośnik zegarków a powodem dla którego nie odnosi się pozytywnie do marek zarówno Breitling czy też U-Boat w tym przedziale cenowym jest to że to są także firmy mainstreamowe. Pomimo że jeden jest bardziej popularny a drugi można rzadziej spotkać na nadgarstkach. Zegarków Rolex nie należy potępiać. W stosunku do tej firmy ma się naprzód stosunek negatywny lecz z biegiem czasu zainteresowania zegarkami i powiększania kolekcji jakiś seadweller trafia do zbiorów. To są bardzo przyzwoite maszyny robocze. W kwestii zegarków z duszą za podobną cenę można mieć np. wierny szkole glashutte zegarek Dirka Dornblutha. Z zegarmistrzem można się spotkać i osobiście porozmawiać w jego manufakturze.
Pozdrawiam
KM
eye_lip pisze…
Karol - dobry przyklad zegarka nietuzinkowego. Dornbluth to wspaniale zegarki; mój znajomy

ma ten zegarek robiony dla siebie i jest to piękna sprawa.

Absolutnie nie potępiam mainstream'u, breitlingi są bardzo dobrymi zegarkami w mojej ocenie

i chętnie taki kupię jak będzie okazja. Jeszcze a propos luksusu i nietuzinkowości o której

pisal Lukasz - mnie nie interesuje kto co nosi na nadgarstku i jak popularna jest dana marka

- w kontekście zakupu zegarka dla siebie, nie patrzę na to bo zegarek ma mi sprawiać

radochę, a nie być czymś co na pewno odróżni mnie od panów z baru, z bazaru, biura czy

ulicy. Patrząc tymi kryteriami, jak wszyscy zaczną nosić U-boaty to kolega zrzuci go z nadgarstka, bo nie będzie już wyjątkowy..? Trochę niewolnicza wizja;)

". Na szczęście nie jest sprzedawcą, tylko konsumentem, mam więc ten luksus i niewiele

obchodzą mnie trendy aukcyjne, opinie kolekcjonerów ;-)"

- co do cytatu - ja też mam ten luksus, bo jestem konsumentem i hobbystą i od wielu lat obserwuję rynek zegarków w Polsce i na świecie, z pozycji fascynata. Daltego też obchodzą mnie trendy aukcyjne i opinie kolekcjonerów, bo są to osoby myślące podobnie jak ja, traktujące zegarek jako coś więcej niźli przedmiot.

Pozdrawiam
filip

PS> I u-boat i breitling sprzedawane są prawie naprzeciwko siebie w Zlotych Tarasach;)
Anonimowy pisze…
Absolutnie nie niewolnicza. Proszę mi wierzyć: dostrzegam także i w tym aspekcie pewne szarości. Zaczynając od tego, że nie grozi mi (mam nadzieję;-)), że nagle wszyscy zaczną nosić zegarki, no niech będzie U-Boat, to jednak siłą rzeczy to, co wybieramu, jest odnoszone do innych. Niekoniecznie w formule niewolniczej (prawdę mówiąc nie przyszłoby mi to do głowy, ale cóż, to pewnie kwestia doświadczenia).
Zwyczajnie miło mi jest spojrzeć, porozmawiać z kimś, kto przynajmniej w tym zakresie, wykazuje podobne zainteresowanie. To samo dotyczy książek, samochodów, klejonych modeli też. Mi radochę, jak to Pan napisał, sprawia generalnie to, co Panu: przedmiot musi się podobać. Ale jeśli rozmawiamy o kategorii bardziej ogólnej, dobrach luksusowych, nie sposób nie odnieść się do innych. I tyle.

Ł.
Dla mnie sztuka zaczyna się tam gdzie kończy się produkcja masowa. Tyczy się to zarówno zegarków jak i ubrań. Odpowiednio wykrojony i uszyty garnitur z najwyższej jakości materiałów rękami artysty, jest małym dziełem sztuki. Tyczy się to tak samo zegarków. Są to małe dzieła sztuki. Niestety na określenie dzieła sztuki zasługują tylko egzemplarze za którymi stoją wizjonerzy, artyści w swoim fachu. Praktycznie większość tego co znajduje się w sklepach to niestety jak z ubraniami z wieszaka, są produkty ładne i brzydkie, lepszej i gorszej jakości, częściej lub prawie niespotykane, drogie do szaleństwa lub całkiem przystępne ale jest to tylko efekt masówki poparte lepszym lub gorszym marketingiem. Nie chcę być źle zrozumiany, nie demonizuję artykułów zaliczanych do kategorii popularnych, ale dlatego też nie rozumiem do końca odrzucenia marek tak często spotykanych na nadgarstkach, jeśli są dobrej jakości. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie czy chcemy rozmawiać o sztuce czy o przedmiotach użytkowych.
Przepraszam za odbieganie od tematyki tego bloga.
KM
Anonimowy pisze…
Coś mi się wydaje, że dyskusja odbiegła od podstawowego tematu, czyli elegancji. A tak się składa, że elegancja niewiele ma wspólnego z zasobnością portfela oraz takimi czy innymi markami zegarków, koszul, krawatów itp. Elegancja jest rzeczą niemierzalną. Eleganckim po prostu się jest lub nie, a nauczyć się tego jest bardzo trudno o ile wogóle to możliwe. Elegancja to również coś więcej niż drogie stroje czy dodatki. Mając takowe można być co najwyżej elegancko przebranym a nie eleganckim. Elegancja to bardziej sposób bycia, wyrażania się, poziom kultury osobistej itp. Człowiek elegancki będzie nim nawet w sportowej marynarce sztruksowej mając pod spodem golf, gdyż ubiór jest tylko dodatkiem do niego a nie on do ubioru. Osoba elegancka wie jaki strój założyć do jakich okoliczności, potrafi tak dobrać dodatki by pasowały do całości i jeszcze szereg innych rzeczy. Wie w jakich elementach wygląda korzystnie a jakie jej nie pasują. Odzienie osoby eleganckiej jest zawsze zadbane. Można mieć stare znoszone buty i reperowaną marynarkę ale jeżeli buty będą wyczyszczone a marynarka odprasowana to i tak zrobi się lepsze wrażenie niż będąc odzianym w najdroższe buty i ciuchy, ale brudne, zszarzałe i wygniecione. I tak dalej... Można by tu jeszcze wiele napisać ale to zadanie dla szanownego autora bloga.
Pozdrawiam serdecznie autora i dyskutantów
Anonimowy pisze…
Ok Panowie co do cen koszyl bespoke. JAk wiecie mam pewne doswiadczenie i mozliwosci podgladu co sie robi w branzy. PLacenie za koszule bespoke wiecej jak £ 150.00 (funtow) to juz przesada i snobizm .Oraz placenie za marke.
Najlepsi bespoke shirtmakers nie maja cen wyzszych jak powyzej. Oczywiscie sa koszyle szyte na zamowienie z pojedynczych kuponow tkanin z awieksze pieniadze ale to juz jest kwetsia np, jedwabiu czy innych recznie tkanych baweln czy lnow. Natoniast za standard to troszke przesada. Wojtku sprawa karczka. ciecie w polowie- tylko i wylocznie opcja rozciagliwosci materialu, tkanina krojona po skosie daje nam ta mozliwosc. NAprezenia sie rozkladaja i czujemy sie wygodniej. Strona estetyki w tym przypadku tez jes istotna . poniewaz jesliu mamy ciekawy prazek wyglada to dosc ciekawie.
PeterP
Anonimowy pisze…
Czytajac wszystkie wspisy dochodze chcialem jedznie obalic mit szycia na miare w Hong Kongu czy Tajlandii. Fakt, ceny sa bardzo niskie ale jakosc tkaniny oraz wykonanie rowniez. Nie da sie zrobic doskonalej koszuli czy garnituru w 48h.
Tamtejsi krawcy uzywaja bardzo tanich materialow, glownie z Chin oraz Bangladeszu.
Niewtajemniczonz w arkana szycia na miare klient sadzi, ze robi interes zycia, a tak naprawde placi duze pieniadze za jakosc z supermarketu.
Dobre tkaniny naprawde kosztuja duzo, ale sa gwarancja tego, ze nawet po kilku latach uzywania koszula, czy garnitur wciaz beda wygladac jak nowe.
Niestetz, jakosc musi kosztowac. Emanuel Berg nie jest tani, ale w porownaniu z koszulami znanzch marek jak E. Zegna czy Canali ma jakosc na duzo wzysyzm poziomie. I jeszcze jedno. Te same tkaninz, ktorych uzywa Berg sa w katalogach su misura w butikach Brioni, Hermes, Charvet. Ale tam ceny sa juz absolutnie astronomiczne.
Anonimowy pisze…
Moge powiedziec tak - szyjac koszule full bespoke w Turnbull&Asser w Londynie placilem za nie 150-200 funtow. Pierwsze zamowienie to zawsze 6 koszul.

Jesli cena w Bergu faktycznie przekracza 1000 pln to moge uznac to za kiepski zart.
Anonimowy pisze…
Po przeczytaniu wszystkich dotąd postów, zdecydowanej większości komentujących radziłbym zastanowić się nad znaczeniem słów a) dobra luksusowe b) jakość.
No właśnie, CO TO JEST JAKOŚĆ? Czy rzeczywiście musi wiązać się z wysoką ceną? Czy da się uzyskać wysoką jakość koszuli za np. 100 złotych? Co przesądza o tym czy produkt jest wysokiej czy niskiej jakości? No i dlaczego w Wlk. Brytanii za full bespoke płacimy 200 funtów a w Polsce ponad 1500 złotych? Czy Armani, Versace to dobra luksusowe, to wysoka jakość?

Odpowiedzi są dziecinnie proste, przy najmniej dla mnie, kogoś kto pracuje z produktem z najwyższej półki.

Dobra luksusowe to nie to samo co jakość. Luksus związany jest wyłącznie z posiadaniem wysoko ponadprzeciętnych rezerw finansowych, przy jednoczesnym kosztownym stylu życia, a dobra które w tym stylu życia występują zaliczane są do dóbr luksusowych.
Jakość to zaś wyznacznik wartości cyklu życia produktu. Mówi się w branży że „Ludzie, którzy nie mogą sobie pozwolić na kupowanie produktów niskiej jakości, to osoby biedne”, bo w efekcie płacą więcej za tanie buble kupowane po stokroć, niż za produkt wysokiej jakości, kupiony raz na dłuższy czas. Problem w tym, że osoby biedne nie mogą sobie pozwolić (z względów materialnych) na zainwestowanie w produkty wysokiej jakości, gdyż te zawsze są droższe. To z jednej strony, z drugiej zaś, jakość jest dla każdego człowieka czymś innym. Jest spełnieniem jego oczekiwań co do produktu w określonej cenie, jest swoistego rodzaju benefitem.
Jakość nie musi wiązać się z wysoką ceną. To zależy co dana osoba uważa za korzyść tego produktu, czego od niego oczekuje.
Różnice w cenach między Wlk. Brytania a Polską wynikają z kilku faktów ale taki, który ma największy wpływ na różnice cen, to to że w Wlk. Bryt., Włoszech Francji, Szwajcarii, jest zdecydowanie więcej zamówień na takowa usługę w związku z czym rzemieślnicy, krawcy, a zwłaszcza bardziej znane, większe rodzinne manufakturki mogą zaoferować niższe ceny, gdyż ilością zamówień wypracowały już niemałe rabaty u producentów tkanin i dodatków krawieckich.
Armani, Versace to zdecydowanie dobra luksusowe, bo ich cechą jest też ograniczona dostępność. Czy posiadają wysokość jakość. Dla mnie nie zawsze. Ale … np. właśnie – dla mnie, może innym właśnie na takich konkretnie cechach produktu zależy … więc dla nich to będzie jakość, dla mnie nie koniecznie.


Do osoby powyżej: Jeśli dla Ciebie cena koszul Berga ponad 1000 zł to żart, to widocznie jest to dla Ciebie dobro luksusowe. Luksusowe na tyle, że nie jesteś gotów sprawdzić czy tym razem luksus idzie w parze z jakością.
Anonimowy pisze…
Ale z Was Łosie. Ostatnio firma Dabrowski, która również od wielu lat szyje koszule na miare i przechowuje miary swoich klientów przez lata, kupuje materiały tam gdzie wszyscy, również Berg. Przecież Chińczyk czy inny każdemu sprzeda belę materiału a poziom szycia i wykończenia jest nauczany w II klasie szkoły zawodowej. Akurat w Polsce utalentowanych krawcowych nie brak a firma Dąbrowski tez ma ładne logo i wyszywa na koszulacho co tylko chcecie. No i cena, max 300zł z usługą szycia na miarę. Berg to nie Dior. Jedyną jego zaletą jest to, że jest prawie polski (bo w sumie jest niemiecki)i gdzieś tam na świecie np w Tokio o nim słyszeli. To dobrze, że o czymś prawie polskim na świecie słychac. I nic więcej.

Popularne posty