Początek roku akademickiego
Powyższe zdjęcia zostały zrobione w latach 50- tych na jednym z amerykańskich uniwersytetów ligi bluszczowej. Były to czasy kiedy marynarka tweedowa lub klubowa, krawat w barwach uczelni, sweter od krykieta, flanelowe spodnie były normą. Identyfikowały z grupą.
Natomiast młody wagabunda zdejmował krawat, zakładał podwinięte dżinsy, trampki i t-shirt.
Teraz jest dokładnie na odwrót. Na klasykę pozwalają sobie tylko młodzi indywidualiści. Marynarka i krawat ściągają podejrzliwe i często nieprzyjaze spojrzenia. Chcesz być outsiderem, załóż marynarkę. Krawat symbolem awangardy?
Komentarze
Można też było nosić kapelusz bez narażania się na śmieszność :P Zresztą dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Ceniąca się kobieta nie wychodziła niegdyś bez kapelusza. Teraz kobieta w kapeluszu jest zjawiskiem, trochę dziwolągiem pragnącym się wyróżnić.
Najbardziej mi jednak przykro, że dżinsy i t-shirt (byle h&m, bershka, pull&bear) uważa się za szczyt oryginalności. A wszyscy ludzie tak ubrani wyglądają tymczasem dokładnie identycznie. I eleganccy też szczególnie nie są...
Tom sobie ponarzekał. Pozdrawiam!
Do tego poszetka - kto w ogóle pamięta co to jest. Coraz częściej mężczyźni nie noszą jej wcale lub przyjmuje postać upchniętej w kieszonce chusteczki do nosa.
Albo fular. Czy ktoś go jeszcze pamięta? Nie wspominając już o tym, że praktycznie nikt nie nosi i mało kto wie, jak nosić.
Coraz częściej zdarza się też, że już nawet w operze mężczyźni przychodzą bez garniturów. Nawet to miejsce nie jest w stanie się obronić przed brakiem elegancji, czy może raczej napływem codzienności. Swoją drogę nie uważam, aby opera była najlepszym miejscem do okazywania, jakim się jest oryginalnym i przychodzenia w podartych bojówkach.
Zresztą... Oryginalność można też wyrażać szczegółem, np. ekstrawaganckim krawatem właśnie. W tym kontekście ciekawe jest szafiarstwo, w którym dodatki i szczegóły są najciekawsze i najważniejsze. W przeciwieństwie do głównego nurtu, w którym liczą się nadal głównie metki.
Fular faktycznie podzielił los muchy (wiązanej). Sam wolę nosić jedwabne szaliki pod rozpiętą na 2 guziki koszulą. W mojej sytuacji - gdy akurat nie mam ochoty na krawat - jest to jedyne sensowne rozwiązanie.Źle się czuję z nadmiernie eksponowaną piersią (tylko Włochom uchodzi to na sucho - choć i to nie zawsze), a jednocześnie koszula rozpięta na jeden tylko guzik (gdy jest noszona do marynarki bądź garnituru) wydaje mi się jakaś mdła i nieciekawa. Nawiasem mówiąc, to ulubiony "styl" polskich dziennikarzy, zwłaszcza z redakcji sportowych...
Pozdrawiam!